sobota, 23 czerwca 2012

O inspiracji, kuchni i początku


Arany Janos utca – pisane bez węgierskich znaków – stacja metra, na której jutro wysiądziemy. Czuję, że to Budapeszt – choć na razie znam jedynie centrum handlowe na końcu niebieskiej linii metra i hotel – będzie najważniejszym punktem naszej wyprawy.


Wyprawa zaczęła się w Pradze. Budapeszt jest czwartą stolicą, jaką zwiedzamy, po drodze jeszcze był Wiedeń i Bratysława. Cztery dni, cztery kraje, cztery stolice. Kilkadziesiąt zabytków, kilkanaście kilometrów na piechotę. Za kilka tygodni i tak będę wspominać detale, które najdłużej rzeźbiły pamięć:  fabryczne hale w Znojmo, rafineria w Bratysławie, mały pokoik w Peszcie.

Dziś kończy się trzeci dzień, jedna trzecia wyprawy. Najbardziej intensywna część za nami. Jedziemy z dwójką dzieci, zwiedzamy z wózkiem i nosidłem. “Bolą mnie nogi”, młodsze: “opa opa!”, albo “fufu!”. Ale i tak marudzenie dzieci na takich miejskich wakacjach jest niczym w porównaniu z marudzeniem podczas choroby, gdy są zmuszone siedzieć przy ładnej pogodzie w domu.

Bloga zacząłem pisać w wyniku luźno rzuconej przez Michała M. sugestii – pisz bloga! Więc piszę, może przeczyta. Gulaszu po szegedyńsku jeszcze nie jadłem, ale już zupę gulaszową owszem. Ciekawe, że wystarczy przekroczyć granicę i już jedzenie inaczej smakuje. Austria, Czechy, Słowacja, miejscowa kuchnia to smaczne żarcie. Ale jedzenie zaczyna się za węgierską granicą. Na marginesie – póki co, w rankingu kulinarnym wyprawy, najlepszym (i najtańszym) obiadem był chiński makaron z warzywami i kurczakiem oraz Lachsmaki na wiedeńskim Innenstadt. Papierowe kubki na chiński wynos powinni wdrożyć w Opolu.

Poza tym kulinarnie było właściwie tak jak trzeba. W Pradze, po godzinie szukania udało się trafić do zadymionej, pachnącej rozlewanym od 600 lat piwem gospody, zjeść knedliczki z mięsnym sosem i popatrzeć na miejscowych, pogodnych siedemdziesięciolatków siedzących przy kuflu piwa o 14. Dziwne, w Polsce myślałbym o takich chyba jako o nieszczęśliwych, w Pradze mogliby być turystyczną atrakcją.

4 komentarze:

  1. Czyżbyście trafili do U Fleku w Pradze? pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. a żebym to ja wiedział! Niedaleko stacji Namesty Republiki to było

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie ważne, udanych dalszych odkryć dla całej rodzinki

      Usuń
  3. Super, że piszesz :) pokażę Michałowi wieczorem. Bawcie się dobrze i smakujcie…

    OdpowiedzUsuń

Znajdziesz nas w Google+