poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Eurośmietnik - odpowiedź


Święte słowa! Polacy wciąż patrzą na Zachód tak, jak słusznie robili to w minionej epoce: my tu mamy syf, złe drogi, obskurne miasta, zapadłe, śmierdzące wsie i w ogóle wstyd mówić. A tam raj! Może było tak jeszcze 20 lat temu, ale zmieniło się to niewyobrażalnie. Jako dzieciak wracałem z Francji po dłuższym tam pobycie. Był rok 88, może 90. Świt zastał nas tuż przed czesko – polską granicą w Nachodzie.

Pierwsze, na co zwróciłem uwagę to zapomniany, zardzewiały i przeraźliwie brudny maluch na poboczu. Mam ten widok do dziś przed oczami. Był wizytówką tego kraju. Można by go było wówczas zabierać na wystawy Expo i mówić: patrzcie! To jest Polska w pigułce! Marna, smutna, szara i opuszczona! Dotrwałem do Nowej Rudy. Tam zwymiotowałem. Wrażliwy dzieciak nie poradził sobie z polskim syfem. Dziś widoku tego posępnego miasteczka oszczędza nam malownicza obwodnica, wówczas brnęło się przez wąwozy szarych, zaszczanych kamienic.

Ale to wszystko przeszłość, a my wciąż tak patrzymy na Zachód. Bierze się to chyba stąd, że za przykład stawiamy sobie Niemców, jako bezpośrednich sąsiadów. Ale Niemcy (wraz z Holendrami i Skandynawią) to osobna kategoria. Gdybyśmy sąsiadowali np. z Francją nie mielibyśmy powodów do narzekania.

Z Niemcami jest ten problem, że po pierwsze to nacja wyjątkowo dbająca o porządek, po drugie mają genialną sieć darmowych autostrad, a zza autostradowej barierki świat faktycznie jest jakby bardziej różowy. A to też może być zmyła. Kiedyś nocą wypadek tuż przy wschodniej granicy Niemiec wrzucił mnie w Cottbus. Miasto zapuszczone, nędzne, z nierównymi torowiskami, dziurawym asfaltem, byle jakim oznakowaniem. Gdy już się z niego wydostałem, jechałem w kierunku granicy mijając ponure pokomunistyczne wiochy. Droga była podła i mroczna. Dopiero, gdy przekroczyłem granicę z Polską wjechałem na równy jak stół asfalt, dobrze oznakowany, z oświetlonymi skrzyżowaniami i przejściami dla pieszych. Mijałem schludne wsie i piękne lasy. Tak było aż do Zielonej Góry, a potem do samego Poznania. Podobnie wjeżdża się do Polski na wysokości Szczecina. Fatalny jest tylko wjazd osiemnastką od strony Berlina. Tu faktycznie wita nas betonówka i pamiątki z dzikich lat 90-tych: na szybko posklecane kantory, budy z fajkami, burdele. Ale to wyjątek. Od Zgorzelca A4 jest o wiele lepsza niż niemiecka. Szeroka, z oświetlonymi rozjazdami. Aż miło wjechać do kraju.

Jestem przekonany, że gdyby za naszą granicą nie stałby Frankfurt czy Goerlitz ale francuski Lille albo belgiski Liege, nie wspomnę o przygranicznych miastach Włoch czy Hiszpanii, to po opuszczeniu Polski na usta cisnęłoby się: ale tu syf!

Owszem, nie jesteśmy estetami. Potrafimy koszmarnymi reklamami zapaskudzić najładniejsze miasteczko, ale Francuzi robią dokładnie to samo! Owszem, mamy brzydszą architekturę od Hiszpanów czy Włochów, ale nawet polskie nieforemne klocki, którymi zasypane są nasze miasteczka, przy odpowiednim dbaniu o elewację i otoczenie wyglądają schludnie i przyzwoicie. Przykład Niemiec okolic Stuttgartu czy Frankfurtu, gdzie architektura jest nijaka, ale czystość i porządek pozwalają o tym zapomnieć.

Zwróćmy uwagę na fakt, że nie ma na polskich ulicach i poboczach śmieci. Włosi czy Hiszpanie w nich toną. Francuskie ulice też nie grzeszą czystością.

Piszesz też o językach: to osobny temat: poza Skandynawią i Polską w żadnym europejskim kraju tak swobodnie nie dogadamy się po angielsku!

Faktycznie, nie ma co narzekać!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Znajdziesz nas w Google+